Miała być płaska szosa z Łukaszem, a wyszło jak zwykle - wypruwanie sobie żył po górkach ;). Pogoda dopisała, bez przygód po drodze. Tylko mnie strasznie plecy bolą dziś. Trzeba będzie pakować?
Marcin do mnie wpadł po kartę zniżkową więc wybrałem się z nim do Tyńca przez Podgórki, później do niego do centrum. Następnie rundka dookoła plant (lekko masochistyczne to było) dla rozluźnienia mięśni. Takim też spokojnym tempem powrót do domu. Gorąco jak w piecu ;/. Mój termometr w cienu wykazuje 27,9 stopnia ;/.
Duża, górzysta runda z Marcinem. Do Tyńca, później na Skawinę, w kierunku Libertowa, Korabnice, Mogilany, kierunek na Świątniki Górne ale odbiliśmy do Sieprawia. W pobliżu wyciągu narciarskiego znów odbiliśmy i z powrotem do Świątnik Górnych skąd już prostą droga do Krakowa. Jak dla mnie to dziś straszna masakra, padam z nóg. Dużo podjazdów było a nogi nijak nie chciały współpracować. Mogiła xD.
Dziś znów lajtowne tempo na szosie. Po długiej przerwie muszę zrobić bazę wytrzymałościową. Wyprawa tym razem aż we 4 osoby ;). Przejechaliśmy koło toru kajakowego, a później skierowaliśmy się do Zabierzowa. Na szczęście dziś obyło się bez deszczu. Patrząc na pogodę jaka ostatnio była to pewien sukces ;).
Dziś miała być krótka trasa do Tyńca tak aby uniknąc deszczu :). Uciekałem przed bardzo czarną chmura kiedy spotkałem tatę, który dopiero się wybierał :). Dlatego też zarządzono szybki odwrót i pojechałem drugi raz. Niestety ale chwilę później rozlało się zupełnie dlatego wróciliśmy nieco wcześniej ;).
No to zaczynamy treningi :). Dziś w sumie leciutko bardzo, jak zwykle do Tyńca ale nieco krótszą trasą. Z powrotem trochę pokropiło ale wiatr był w plecy wobec czego uciekłem ;). Nie wiem czemu ale dziś mi się świetnie jechało i pikawa nie szalała tak jak zwykle. Miodzio :).
W końcu zaczyna się prawdziwa jazda :). Dziś spokojnie z Bambusem. Od domu, przez Zakrzówek, ul. Ksiecia Józefa, serpentyny a później podjazd pod klasztor na Bielanach. Powrót bulwarem nad Wisłą :).
Mała masakra dla wyładowania emocji po maturze :). Na wałach straszne wiatry, co ciekawe z każdej strony wobec czego ciężko się jechało. Pocieszające jest jedynie to, że już za tydzień mogę zacząć regularne wyjazdy :).