Z Marcinem w terenie :D. Najpierw Las Wolski, Kryspinów, później Las Tyniecki. Gdy mieliśmy go dość, wróciliśmy do Wolskiego. Generalnie fajnie i ciekawie :D. Jedynie niefajny fakt, to że mi się wypieły SPD na zjeździe kiedy tyłek miałem za siodłem. Jakimś cudem utrzymałem się na nogach :). Podczas porwotu udało mi się za to nadrobić straty i położyłem się na zjeździe w zabłoconej rynnie. Ale generalnie to takie nic było :D. Trzeba się z tym liczyć jeżdżąc po błocie na oponach na suche warunki/szuter. Milutko :D
Objazd trasy maratonu z Marcinem. Baaardzo fajna i męczaca wycieczka :D. Choć nogi dawały generalnie radę to reszta odmówiła posłuszeństwa. Po kilku zjazdach o nawierzchni z luźnych kamieni ręce, szyja i plecy bolały mnie niemiłosiernie (bolą do teraz). Generalnie super i jak na objazd to całkiem niezły czas. Straciliśmy sporo czasu na kluczenie bo coś nam się z mapą nie zgadzało. Nn i temperatura robiła swoje. Za ciepło ;).
Dziś wybrałem się do Tyńca bo wreszcie znalazłem chwilę wolną od pracy. Przy okazji rozglądnąłem się odrobinkę po Lesie Tynieckim. A poza tym to strzelił mi pierwszy 1000km w tym sezonie :). NIe wszystkie wycieczki wpisywałem na bikestats wobec czego na tej właśnie stronce jeszcze troszkę brakuje ;). Wynik nie jest oszałamiający ale biorąc pod uwagę maturę - nie jest źle =).
Z Marcinem Tyniec, Skawina i później jakieś wioski. Wszystko super gdyby nie ból pod lewym kolanem ;/. Ale z drugiej strony miałem tydzień przerwy więc może to kwestia zastanych mięśni :).
Hohoho dziś to się działo :). Zacznijmy od tego, że wstałem zmęczony. Wydawało mi się, że będzsie to kolejny koszmarny dzień do jazdy. O 11 wyjechałem z domu na umówione miejsce. Pod smokiem słapałem Marcina i pojechaliśmy do Niepołomic. Super trasa. I drogi nawet nie takie bardzo dziurawe. Przerażająca wizja z poranka nie sprawdziła się jednak. Jechało mi się świetnie a rezerwa sił sama podczas powrotu prosiła o więcej ;). Jednak wróciliśmy spokojnym tempem i skierowaliśmy się na mały rynek gdzie najpierw uraczyliśmy się darmowymi koszulkami, a następnie wykonaliśmy pasjonującą rundę wokół rynku z Czesławem Langiem. Całkiem sympatycznie było gdyby nie fakt, że legenda polskiego kolarstwa jeździ bez kasku :P. To tyle odnośnie dnia dzisiejszego. Jutro zaczynam pracę (Windsport na Zakopiance) wobec czego z wycieczkami moze być znów słabo.
A tu dwie słabe fotki na osłodę ;)
A oto, na życzenie Mdudi - koszulka. Na jedym rekawie logo Lang teamu, na drugim logo UCI Pro Tour. Z tyłu jakieś reklamy sponsorów. Na zdjęciu może nie wygląda okazale ale na żywo całkiem ładna ;).
Z Marcinem do Tyńca. Wietrznie. Po drodze jakaś Pani się wywróciła wobec czego trzeba ją było troszkę pozbierać z asfaltu. Skończyło się bez urazów. Jedynie leciutko noga poobijana. Zdrowia życzę ;).
P.S. Dziś miałem tętno jak nieboszczyk. Tnąc na prostej 25-30 wynosiło około 110-120. Z czasem się jednak ustabilizowało (czytaj: wzrosło), wiec to na pewno nie źle założony pasek. Może niskie ciśnienie na zewnątrz?
Króciutki wypad do Tyńca. Niestety nie miałem czasu na więcej. Jednak wiatr w drodze powrotnej i tak zrobił swoje :|. Powrót do Krakowa to straszna męczarnia.
Dziś po wczorajszej męczarni - chwila wytchnienia. Jazda po płaskim :). Paradoksalnie jeździło mi się dziś świetnie i nie czułem zbytnio wczorajszego wyjazdu;). W drodze powrotnej spotkałem Dawida z kolegą.
Dziś duża masakra :D. Postanowiłem, że czas zacząć śmigać interwały. Ponieważ ze względów maturalnych sezon zaczął się u mnie bardzo późno stwierdziłem, że lepiej rozpocząć powoli i spokojnie. Całe ćwiczenie wyglądało w następujący sposób: najpierw rozgrzewka około 1/2h w niskim tętnie. Mniej wiecej tyle zajął mi dojazd do celu. Następnie przeszedłem do własciwego ćwiczenia. Wykonałem 4 serie podjazdu pod Zoo (od kostki brukowej) w tętnie około 90-93% max. Całość zajęła mi równo pół godziny co daje nam mniej więcej 7,5 minuty na jedną serię (podjazd i zjazd). Czułem, że może jeszcze wypada zrobić dwa powtórzenia ale zrezygnowałem. Po ćwiczeniu powrót do domu. Również w niskim tętnie - rozjazd.